sobota, 4 września 2010

Toż to ZOO

Pewnego dnia checz poczuł, że Karmi potrzebuje dobrej zabawy.  Wszystkie dzieci lubią: czekoladę, bajkę, prezent, żelki, robienie fikołków, robienie głupich min, robienie z gumy balonów, tudzież kino, przytulenie i spacer. Checzo złapał Karmelową łapkę i poszły sobie do Zoo. Obłoki były dość szalone i czasem padało. Słonko piekło i powietrze było arktyczne, albo jakieś. I wspaniałe, cholernie ciężkie emocje, zupełnie prosto formułowane historie. 
- Jestem po prostu taka wkurwiona!
 - Nie wiem, dobrze.., bo okazało się, że nie jestem sama.
Chciałabym zatrzymać te słońca. A słowa zamieniać w jakieś, czy ja wiem, hausty wody, żeby się napełniać, napełniać, do syta. Można zachwycać się foczym spojrzeniem i szpicem na czubku zielonego węża. Wkładać głowę w paszczę hipopotama i  robić zdjęcia hipopotamim uszom, a nawet stać i liczyć lata hipopotamicy Anieli i można mimo wszystko cieszyć się, że kangury są prehistoryczne i podobne do dinozaurów. Wszystko można w ciepłym zrozumieniu. Dzieci i ryby głosu nie mają. Wiemy już, że to nieprawda jest , frazeologizmy i sztuczne sfery wychowawcze - pfff. 
Gdy Karmen mówi, to ja słucham, kiedy ja mówię, Karmen słucha. Kiedy mówimy, kiedy słuchamy - współczucie. Współ-czucie. Czuj, czuj, czujnie tak i czule. 
Pamiętasz, co opowiadałam. 
Długie są rozmowy o życiach i prze-życiach. Wiem, że mnie nie było, ale już jestem. Jakby krok za krokiem, słowo po słowie zbliżam się między osłem, szympansem, a gofrem (z czym do cholery? jak się nazywają te wiśnie w syropie?) do tych pobudek z dzieciństwa. Kiedy sen wciąż męczy, kiedy wciąż się cierpi, a życie, życie, pobudka, pociesza. 
Karmen jest jak burza. Tak mocno i dosłownie powie takie najdelikatniejsze rzeczy, takie co ich nie wyczuje ktoś, kto nie rozumie Miłości, kto nie wierzy w ludzi, ani w niebo, ani w dróg szukanie, ani nawet w wariackie z życia czerpanie. Gdyby ktoś spojrzał na mnie, kiedy robię jej zdjęcia to by myślał - ona wie, co robi. A nie, nie wie. A wcale, że to nie jest takie proste i wspaniałe. Bo plastyczne i giętkie karmelowe ciało - boskie jest i jest gofrem i kurzem i Bogiem, no i powiem to, (choć w serialu tym nie chodzi o oczytanie), i podłogą też jest (błogosław...). W błogostanie przyjaźni i obiektywu wychodzą z niej kwiaty piękne i prawdy wszelkie. Dziś walczyła o Dom, dziś powiedziała dość checz - masz wierzyć, w swoje szczęście i powiedziała też, i ja i ty znajdziemy swojego Maślaka. (Tak Grr, rozmawiałyśmy o tym, że kochacie pięknie)
A w Zoo, jak to w Zoo - są małpy. Muszę przyznać, że zawładnęło mną dość potężne uczucie przykrego rozczarowania - małpy mnie nie wzruszają, choć mają potencjał. Zbyt duża część świata zredukowała się do małpiej formy. Podążając tropem zoologicznych tablic dowiedziałam się wiele o świecie wokół mnie. Inteligencja, zabawa, jedzenie i bliskość oparta na iskaniu. Obserwacji mojej nie chcę kontynuować, ponieważ ciekawiej jest zajmować się Karmen. Ale jednak trzeba się tym przejąć, drogi, ewentualny czytelniku, więc wybacz. Skoro pochodzimy-my od małpy to po co się wracamy? (Kontakt z przyrodą to ściema - inteligencja wyzwala w nas żądzę internetu wszak.). Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki?
Mam nieszczęście spotykać się z ludźmi, którzy wciąż stoją lub wracają, mam szczęście żyć blisko tych, którzy chodzą. 
Tak Karmen, zostań beskidzkim przewodnikiem-aniołem. W bardzo różowych trampkach, z kwiatem we włosach, z czystym sumieniem i w szałowym (na)stroju. 
W górę nam, w górę i zawsze pod wieczór.



fot. Anna Maria Sobocińska
Warszawa, 3 września 2010r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz