środa, 1 września 2010

o mieście



Mam problem z Warszawą. Czy każdy ma problem z powrotami, czy tylko jedna ja, nie wiem.  Kocham się w Warszawie i jej nienawidzę, ale powroty są w tym roku boleśniejsze i gwałcą i szarpią i niby nic ta Warszawa nie jest winna, a wszystko znowu na nią.
Czy zawsze wszystko przenosimy na barki abstraktu? Czy każdy ma połączenie między sercem, a ulicą? Uwięzić miasto we własnym obłędzie jest tak samo łatwo, jak uwięzić słowo w gardle, światło w aparacie, wódkę w gardle.
(Wciąż płaczę, gdy Ciebie zobaczę)
Trzeba powiedzieć, że powróciłyśmy, że powracamy, że nadchodzi jesień. Warszawa da mi się jak to tylko kobieta potrafi, a ja ją odtrącę przerażona bezsensownymi labiryntami jej dziwnie mojej historii. Warszawa zaleje się deszczem, a ja zamiast smutku  zobaczę w niej straszny, przerażający boży gniew. Kiedyś Bóg się wkurzy i tak jak my zrywamy wszystkie dekalogi od wieków, codziennie łamiąc jakieś słowa i umowy, tak on zaleje nas tą wodą z nieba – bo po co mu ona tam. Choć przecież  już tak  dawno miał być ten raz ostatni. (Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie? Skoro człowiek człowiekowi, a świat jak stał, tak stoi..)
(Warszawo ma, Warszawo ma..)
Przechowujesz  miłości, dajesz mi wytchnienia, natchnienia i ciepłe noce. Warszawo Grr, Warszawo Karmen, Warszawo Gzu, Warszawo Pisi, Warszawo Myszy, pro warszawo ma. Warszawo w Azji, Warszawo Wisły, Warszawo Antka, Warszawo ulicy Grochowskiej z bzem po drodze i pączkiem. Warszawo zamkniętych ścian i kamienic bez okien. Warszawo moich wszystkich strat, każdych kolejnych braków. Warszawo szpitali i cmentarzy, złamanych dziecięcych zabaw i załamanych rąk. Cholerna Warszawo, która zniosłaś coś tak z siedem wieków istnienia, magiczne, kurwa siedem, z każdym moim rokiem wypalasz się i kończysz? Stajesz się postacią, której się boję i kiedy między stacją, a przejściem podziemnym dopadam schodów, czekam tylko na łagodną twarz Grr, na okrzyk Karm, na zadziorny ruch głowy Myszy ( wtedy przez moment jest oksymoronem wszystkiego, głosem, który sprawia, że jestem u siebie, postacią mocną, uśmiechem dziewczęcym i wielkim fuck! dla tych, którzy są przeciw nam. I to wszystko jest na raz, w tym jednym ruchu, który trwa trzy sekundy i porusza brodę, linię ust zmienia i czoło unosi). I dlatego wolę się spóźnić niż zostać sama na rogu przez ten moment, gdy stoją tyłem, idą za mną, wysiadają z tramwaju. Bo nie wiem czemu Warszawo
(Warszawo ma, Warszawo ma..)
tak  mnie gnębisz i przerażasz. I czepiam się tak bliskich ludzi, bo się boisz ich zdecydowanego kroku. Zdobywałam Twoje puste ulice, opuszczone domy i zaszczane bramy. Godzinami całowałam czyjeś usta na białym brzegu Wisły, oswoiłam już wszystkie mosty, złapałam Cię w obiektyw w locie i umiałam godzinami iść stamtąd gdzieś daleko, aż tutaj. Jesteś Warszawą moich przyjaciół, czemu przerażasz mnie wrogimi twarzami? Po tylu stratach, kolejna, odbiera mi dech przy Ratuszowej, Jana Pawła, Solidarności, przy Bankowym, przy Nowym Świecie, przy Krakowskim. Kobieto, opanuj się. To miejsca puste, miejsca niepamięci, które zacierają inne ślady i oddech gonionego psa. Miejsca nocnych powrotów o świcie, stukania obcasów, wina z naczosami.
(I gdyby nie ci ludzie, umarłbym z głodu)
I ponieważ tego lata, ponieważ tej jesieni, metro jest wyjątkową bronią miasta, nerwowymi spojrzeniami i zasłoniętą twarzą, to opowiem o tym jak rok temu ufałam mojemu miastu (gdzieś w Azji przecież żyją ludzie, którzy nie boją się Warszawy).








fot. Anna Maria Sobocińska
Park Praski, Warszawa, wrzesień 2009.