wtorek, 19 października 2010

Kazanie.

Ewangelia wg św. Łukasza 18,1-8.
Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać:
«W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!"
Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę,
to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie"».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi.
A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»


Nie, żebym nie chodziła do kościoła w każdą niedzielę, ale jednak czasem jestem tam bardziej, a czasem mniej. Jest fajnym kościołem, kościół Pallottynów na Skaryszewskiej i znów go doceniłam siedząc na schodach, obok ślicznego chłopca w sportowym obuwiu, który trzymał twarz pochyloną i wydawał mi się jednocześnie znudzony i natchniony w swej sportowności i przyjazności przystojnego chrześcijanina. 

No bo czemu chrześcijanin nie może być  przystojny?

Ja tam nie wiem, jestem prostą konstrukcją, to był miły znak pokoju, choć przecież nie o tym chciałam mówić.
Powiem o kazaniu. Kazanie wygłosił ksiądz Przemek i wygłoszenie to nie było - to po prostu zostało powiedziane. I Kościół stanął po mojej stronie i powiedział: dziś jest słowo dla mężczyzn i wszyscy jakby stężeli - być może zazwyczaj zwalają słuchanie na żony, matki i kochanki? Dziś nikt jakoś nie mógł zasnąć. Kościół stanął po mojej, checzfeministycznej stronie.

Zaczęło się od tego: Panowie, trwa wojna. Po której stronie jesteście, skoro nie walczycie..? I potem  wreszcie padły słowa, na które tyle czekałam. Bo nagle komuś się w tym moim Kościele przypomniało, że z nimi to trzeba krótko i wyraźnie. Że nie rozumieją metafor-pół-słów-ogólnych wskazówek. Że jak słyszą "bracia i siostry" to to już nie do nich. Ks. Przemek powiedział wyraźnie. 
(bo nie będę powtarzać)
Było o tym, że nie walczą ze złem, że stoją z boku, albo sami unieszczęśliwiają. Było o tym, że ktoś przez nich boi się żyć, boi się być sobą. Było o tym, że kłamią, było o tym, że mężczyzna ma być mężczyzną. A nie jest. 
Bez żadnych zbędnych słów - myślałam o wielu słabych, kochanych przez nas dupkach, o braku charakteru, o braku siły, o pozorowaniu męskości, ba, o zawężaniu męskości do seksualności (starałam się bez szczegółów, no bo miejsce święte, ale przecież Bóg wie o co chodzi..). Myślałam o tym, że znam wiele nieszczęśliwych i silnych kobiet, które trwają, walczą, pracują, podtrzymują związki, rodziny, świat. I o tym, że właściwie nie znam mężczyzn, którzy chcą im choćby pomóc. I że nie znam takiego, który by to poniósł za nie. 
Księga Wyjścia 17,8-13. 
Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim.
Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: «Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku».
Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry.
Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita.
Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko.
I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.

Trwa wojna ze złem, wciąż - powiedział ksiądz - a czy Ty jesteś dla swojej kobiety tym, który trzyma ręce w górze, ratując świat? Bo księdzu Przemkowi, i mi osobiście też, wydaje się niezmiennie, że to nie mężczyzna podnosi ręce, że mężczyźni, z zaskoczenia, jakby się nie spodziewali, jak gdyby nigdy nic, oddają ten obowiązek kobietom. Cholera! (tego ksiądz nie powiedział, ale uważam, że mógłby), podnieś chłopie te ręce i poczuj jak drętwieją i mrowią i bolą. Zsiniej raz, zatrzęś się z wyczerpania. To ty jesteś silniejszy - masz gospodarkę hormonalną gotową na wysiłek, masz większą masę mięśniową, nie tracisz krwi, nie kurczysz się w bólu,  nie bywasz w ciąży, więc rusz dupę i zajmij swoje miejsce. Bo ksiądz Przemek to widzi, i ja to potwierdzam, zwalasz to, co najcięższe na kobietę, bo wiesz, że ona dużo zniesie. Bo się boisz, 
Wszędzie, tu i teraz, tam wszędzie wkoło stali besztani mężczyźni i pomyślałam - Boże dzięki, że ktoś tu zwrócił uwagę na odkozaczenie. Na tę plagę codzienności naszej. Od-padek. 
Mama uśmiechnęła się do mnie szeroko. 
Uderzyło mnie, uderzyło, że wyczuwałam skupienie. I że płacz dziecka zabrzmiał jakoś inaczej - może nie poznało własnego taty - może właśnie zrozumiał, co chrzanił.
To się chyba musiało jakoś odbić na jego twarzy.. Mimo wszystko.

A potem powiedział - bierzcie przykład z Maryi - i tym mnie rozwalił - tak faceci - bierzcie przykład z kobiet, do cholery. 

A wracając do domu widziałam przystojnego chrześcijanina w sportowych butach i zastanawiałam się nad tym, jak opowiedzieć wszystkim zainteresowanym kobietom, że ktoś dziś wystąpił w ich sprawie. I tamtego wieczoru obraz Myszki, jak jeszcze nigdy wydawał mi się profilem kobiety. Jeśli ten kapelusz, jest faktycznie kapeluszem Cohena, to wiem, że patrzę na twarz prawdopodobnie najsilniejszej z bab. Bo usta, rysy i wzrok mówią, że zniosą wszystko, a na policzku jest światło, a na głowie jest noc.