piątek, 15 października 2010

Warszawa płonie. Warszawa płonie.



  Raz na chwilę spadnie w te ciemności przez jednę tysiączną sekundy krwawa błyskawica, a wtedy z grozą i przerażeniem zamykamy oczy, bo świadomość tych rzeczy mózg rozsadza.




Otrzeźwiałem, myśli się skupiać poczęły.




STARZEC I. Jak to się wszystko zmienia na świecie. Pamiętam ten pałac, kiedy jeszcze żył stary hrabia. Panie, jakie tu serdeczne, a wesołe były bale... Ale odkąd go ci nowi przybysze kupili — wszystko się zmieniło. Mnie tu coś ciągnie, taki jakiś stary nałóg, ale mi tu już nie miło.




I W OGNIU tych płomiennych wizji staje nam przed oczyma nasza ziemia, ona „co we dnie stroi się w pychę, ona, co w nocy broczy się krwią”, z oparów jesiennych wyłaniają się wierzby przydrożne, na pustym ugorze srebrzy się światłem miesiąca upiorny krzyż, w bezustannej słocie przewłóczy się leniwo dym z nędznych chałup nadwiślańskich, na polach gnije szczecina zżętego żyta, szron zwarzył drzewa i łąki, a w duszy... 




Tańcz, moja duszo, tańcz!



Tańcz, moja duszo, tańcz!











Śpiewano nam msze żałobne od samego początku









Przed Twe nogi rzucam gwiazdy moje, stopy Twe oplatam snów mych czarnym kirem, a w ręce Twoje kładę me serce - me serce.



Zanadto był mi wstrętny widok tylu pożądliwych rąk, które i po nią się wyciągnęły.










ZDŻARSKI (śmieje się). Masz dobrą pamięć! Tylko wtedy — ot, niewinne głupstwo.

MLICKI. No opowiedzże!
ZDŻARSKI. A, drobnostka! Siedzieliśmy w zamkniętym pokoiku jakiejś winiarni i piliśmy szampana. Olga namiętnie lubi szampana. Wprawdzie trochęśmy dużo wypili...
MLICKI. No i...?























"Fortepjan jego jest sam w sobie orkiestrą: skrzypcami, basem, organami, fujarką i kobzą i rogiem myśliwskim i trąbką powstańczą."










 gdy wyszedł o zmroku, to skradał się po cichu wzdłuż domów, wzdłuż drzew ciemnych alei. Bał się każdego szelestu; każdy odgłos kroków go przerażał, bo wszystko co go otaczało, cały świat wspomnień i myśli, cały świat po za nim stał się nią.




 Byłem królem!

Bezkresne było państwo moje, a bez granic potęga moja.
Dziś siedzę na złomach skał, patrzę na morze i myślę o Tobie.
Morze się pieni, u nóg mych łamią się z głuchym łoskotem olbrzymie fale, a noc tak ciemna i dżdżysta.
Zamykam oczy i słucham.



Z duszy wykwitł mu daleki obszar ugorów, pusty, szeroki jak jęki rozkołysanych dzwonów w pomrokach Wielkiego Czwartku; gdzieś w dali szklił się biały pasek jeziora, spowitego w senną ciszę upieką południa; tylko tu i owdzie wystrzelała smukła łodyga dziewanny, jakby nagle rozerwała upalną ziemię i zwycięską pięścią kwiecia wytrysnęła w niebo — tylko tu i owdzie parę skarłowaciałych jałowców, pokurczonych w dziwaczne kształty, jakby je struł jad pogniłych trupów, co tu kiedyś krwawym pokosem legły — tylko tu i owdzie po piaszczystych rowach promieniste, błękitne koszyczki cykoryi, czekające z utęsknieniem chwili zachodu, kiedy kwiatki stulić mogą i śnić tajemne czary cmentarnie pustych ugorów...


I w obrębie tej prostaczej nuty, na tle pierwotnego, współuświadomionego, ciężkim jeszcze snem spętanego uczucia-tonu, powołał jasnowidzący wieszcz poprzez ubożuchne nucenie chłopskiej nuty do samego dna, od samych źródeł duszę Narodu do wielkiego, przebolesnego życia.


MLICKI. Ty byłeś tu wczoraj?
ZDŻARSKI. Tak; nie zastałem cię w domu!...
MLICKI. Ale z Heleną rozmawiałeś?
ZDŻARSKI. Niestety, nie wiedziałem, że ona o niczem nie wie. Przypadkowo zgadało się o Oldze, ja w tej myśli, że ona o wszystkiem wie...
MLICKI (uśmiecha się).Przypuszczałeś to rzeczywiście?




fot. Anna Maria Sobocińska, ul.Dobra 33, Warszawa. 
14.10.2010 r.

Literaturę, ze względów nam znanych prezentuje Stanisław Przybyszewski: Nad morzem, Confiteor, Dla szczęścia, Szopen a Naród, Andrygone, Z cyklu Wigilii, Aforyzmy i preludya.