sobota, 30 października 2010

Ano jesień, panie dziejku

Z soboty na niedzielę zmienimy czas na zimowy, co pozwoli nam zakopać się między kołdrą, a poduszką na jedną dodatkową godzinę. Zaręczam, że nie będzie to godzina zmarnowana. Sen jest potrzebny, najbardziej zimowy, ciepłoopatulenie i odpoczynek wszelki. Nie bez powodu istnieje w naturze tradycja snów sezonowych. Obudzić się na wiosnę, byle tylko dało się  przesunąć Boże Narodzenie.
Kobiety na jesień też jakby jesiennieją. I mrużą oczy w stronę każdego kawałka słońca, ostatnich ciepłych mrugnięć powietrza i łapią w obiektywy jesienne barwy z nadzieją, że słońce z nimi zostanie, ciepło zostanie, że może wrócić lato.
Choć oczywiście nie każde lato powinno wracać. Lepsze byłoby kolejne lato - eksploratorskie, podróżnicze i górskie. Bałkańskie, wschodnie albo mazurskie. Lepiej by było oddalić się od jednego lata w drugie lato skoro i tak starość i przyszły październik przyniesie psią sześćdziesiątkę checza. Po co bać się czasu, skoro czas i tak biegnie zupełnie bez zadyszki. Czas jest szybkonogim czarnoskórym długodystansowcem, czas jest seksownym wyprężonym ciałem i nie trzeba się bać tego związku z czasem, że cię porwie, uniesie, etcetera etcetera.

Czas jest tangopodobny, ten czas jesienny. Wciąż intensywnie przeżywamy, choć spod kurtek nie widać dreszczy na skórze (a skóra jakby zbladła i wciąż bardziej upodabnia się do zimowych krajobrazów i szykuje białe piersi, żeby pasowały do ewentualnego kominka i odbijały światło i wchłaniały ciepło. Konwicki też tak mówił - piersi białe i przezroczyste, i teraz wciąż w tem Biklem od 12 do 14 zasiada i już nie mówi, ale wiem, że pamięta wszystkie blade piersi najpiękniejszych kobiet warszawskich salonów i kawiarni.)


Jesienią człowiek się buntuje. Że może jednak ma prawo czegoś żałować, bo taki kasztan pęknięty, pęknięte serca, dłonie, powieki, paznokcie (nieprawdopodobne są te paznokcie, które łamią się i niszczą, kiedy tylko zmyję z nich czerwony lakier. zupełnie jakby traciły całą odwagę i sens, takie nagie). Trzeba wtedy wąchać chryzantemy, mają taki gorzki zapach, trzeba sycić się tym, że są takie kwiaty, które zakwitają tuż przed zimą.
Niczego nie żałuj.Jeśli wyciągnęłaś wnioski. A teraz napijmy się herbaty i pomyślmy o nowych wyzwaniach długich wieczorów i nocy. Do czego jestem światu potrzebna? Chryzantema, która nie boi się zimy, stała się pocieszycielem żałobników i ożywicielem cmentarzy, symbolem Wszystkich Świętych, straganów i listopadów corocznych.
Czyli wolno mi spać, nie wolno zamierać.

Dla mnie bowiem żyć to Chrystus - nawet między dwoma ziewnięciami usłyszałam to dziś o świcie lodowatym . A w razie problemów z ziemskością jest pro, są przyjaciele, w tym przyjaciółka gorzałka (czaruje) byle z bliskimi - ogrzewa się ziemskie ciało i ziemskie serce,a i ducha w gorzałce niemało. Spryt!...et Spiritus Sancti.
Są też dynie. Ciotka Medżika (byłaby perfekcyjną zawodową panią domu, luksusową i niepodważalną) podarowała nam drożdżowe z dynią. Dyniowo-cebulowo-antonówkowa zupa z kolendrą, kukurydzą i parmezanem była płynnym słońcem w żyłach, co huczy. Są różne hobby - ciocia Medżika jesienią ugania się za dyniami i potem zmienia je w cuda i pakuje w słoiki, placuszki i na koniec w piwnicę lub żołądki. Zabawne jednak, ze wspominam o kukurydzy (ciocia Medżik lubi żeby wszystko zgrywało się ze wszystkim - kolory też).
Przeżyłyśmy bowiem z Gzubem znów historię paralelną. Do Gzuba mama rzekła - Boszszsz, będziesz bezpłodna! I Gzub myślał, że mama ma dla niej jakąś wiadomość o genetycznej chorobie, klątwie czy ewentualnie wirusie. Ale..
Ciocia Medżika obejrzała ten sam program - nakładając na dno miseczek kukurydzy z puszki, powiedziała - ty chcesz więcej? bo ja to malutko - podobno od tych modyfikacji genami szczurów będziemy w trzecim pokoleniu bezpłodni. Powiedziałam, że mimo wszystko zjem, ciocia powiedziała, że sobie wkłada odrobinkę. Po kilku godzinach dotarło do mnie, że programy typu Uwaga niszczą ludzkość bardziej niż geny szczurów w kolbach kukurydzy - ciocia Medżik jest oczywiście młoda, ale już nie tak, aby martwić się o swoją płodność. Obejrzała Uwagę w TVN i odmawia sobie złotego nieba w gębie w imię zupełnie niepotrzebnej płodności.

A więc jesień, panie dziejku. Taktoto taktoto, tak.

środa, 20 października 2010

światłoseszyn



a czy wiesz Mała, że karmel może być zupełnie jasny. r o z-ś w i e t-l o n y.












fot. Anna Maria Sobocińska
Atelier - checzAzja.
na zdjęciach Carmen.
styczeń 2010r.

światłoseszyn


piękna. piękna i olśnienia.















fot. Anna Maria Sobocińska
Atelier - checzAzja.
na zdjęciach Joanna Grrr.
styczeń 2010r.

wtorek, 19 października 2010

Kazanie.

Ewangelia wg św. Łukasza 18,1-8.
Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać:
«W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!"
Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę,
to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie"».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi.
A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»


Nie, żebym nie chodziła do kościoła w każdą niedzielę, ale jednak czasem jestem tam bardziej, a czasem mniej. Jest fajnym kościołem, kościół Pallottynów na Skaryszewskiej i znów go doceniłam siedząc na schodach, obok ślicznego chłopca w sportowym obuwiu, który trzymał twarz pochyloną i wydawał mi się jednocześnie znudzony i natchniony w swej sportowności i przyjazności przystojnego chrześcijanina. 

No bo czemu chrześcijanin nie może być  przystojny?

Ja tam nie wiem, jestem prostą konstrukcją, to był miły znak pokoju, choć przecież nie o tym chciałam mówić.
Powiem o kazaniu. Kazanie wygłosił ksiądz Przemek i wygłoszenie to nie było - to po prostu zostało powiedziane. I Kościół stanął po mojej stronie i powiedział: dziś jest słowo dla mężczyzn i wszyscy jakby stężeli - być może zazwyczaj zwalają słuchanie na żony, matki i kochanki? Dziś nikt jakoś nie mógł zasnąć. Kościół stanął po mojej, checzfeministycznej stronie.

Zaczęło się od tego: Panowie, trwa wojna. Po której stronie jesteście, skoro nie walczycie..? I potem  wreszcie padły słowa, na które tyle czekałam. Bo nagle komuś się w tym moim Kościele przypomniało, że z nimi to trzeba krótko i wyraźnie. Że nie rozumieją metafor-pół-słów-ogólnych wskazówek. Że jak słyszą "bracia i siostry" to to już nie do nich. Ks. Przemek powiedział wyraźnie. 
(bo nie będę powtarzać)
Było o tym, że nie walczą ze złem, że stoją z boku, albo sami unieszczęśliwiają. Było o tym, że ktoś przez nich boi się żyć, boi się być sobą. Było o tym, że kłamią, było o tym, że mężczyzna ma być mężczyzną. A nie jest. 
Bez żadnych zbędnych słów - myślałam o wielu słabych, kochanych przez nas dupkach, o braku charakteru, o braku siły, o pozorowaniu męskości, ba, o zawężaniu męskości do seksualności (starałam się bez szczegółów, no bo miejsce święte, ale przecież Bóg wie o co chodzi..). Myślałam o tym, że znam wiele nieszczęśliwych i silnych kobiet, które trwają, walczą, pracują, podtrzymują związki, rodziny, świat. I o tym, że właściwie nie znam mężczyzn, którzy chcą im choćby pomóc. I że nie znam takiego, który by to poniósł za nie. 
Księga Wyjścia 17,8-13. 
Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim.
Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: «Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku».
Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry.
Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita.
Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko.
I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.

Trwa wojna ze złem, wciąż - powiedział ksiądz - a czy Ty jesteś dla swojej kobiety tym, który trzyma ręce w górze, ratując świat? Bo księdzu Przemkowi, i mi osobiście też, wydaje się niezmiennie, że to nie mężczyzna podnosi ręce, że mężczyźni, z zaskoczenia, jakby się nie spodziewali, jak gdyby nigdy nic, oddają ten obowiązek kobietom. Cholera! (tego ksiądz nie powiedział, ale uważam, że mógłby), podnieś chłopie te ręce i poczuj jak drętwieją i mrowią i bolą. Zsiniej raz, zatrzęś się z wyczerpania. To ty jesteś silniejszy - masz gospodarkę hormonalną gotową na wysiłek, masz większą masę mięśniową, nie tracisz krwi, nie kurczysz się w bólu,  nie bywasz w ciąży, więc rusz dupę i zajmij swoje miejsce. Bo ksiądz Przemek to widzi, i ja to potwierdzam, zwalasz to, co najcięższe na kobietę, bo wiesz, że ona dużo zniesie. Bo się boisz, 
Wszędzie, tu i teraz, tam wszędzie wkoło stali besztani mężczyźni i pomyślałam - Boże dzięki, że ktoś tu zwrócił uwagę na odkozaczenie. Na tę plagę codzienności naszej. Od-padek. 
Mama uśmiechnęła się do mnie szeroko. 
Uderzyło mnie, uderzyło, że wyczuwałam skupienie. I że płacz dziecka zabrzmiał jakoś inaczej - może nie poznało własnego taty - może właśnie zrozumiał, co chrzanił.
To się chyba musiało jakoś odbić na jego twarzy.. Mimo wszystko.

A potem powiedział - bierzcie przykład z Maryi - i tym mnie rozwalił - tak faceci - bierzcie przykład z kobiet, do cholery. 

A wracając do domu widziałam przystojnego chrześcijanina w sportowych butach i zastanawiałam się nad tym, jak opowiedzieć wszystkim zainteresowanym kobietom, że ktoś dziś wystąpił w ich sprawie. I tamtego wieczoru obraz Myszki, jak jeszcze nigdy wydawał mi się profilem kobiety. Jeśli ten kapelusz, jest faktycznie kapeluszem Cohena, to wiem, że patrzę na twarz prawdopodobnie najsilniejszej z bab. Bo usta, rysy i wzrok mówią, że zniosą wszystko, a na policzku jest światło, a na głowie jest noc. 

sobota, 16 października 2010

błogosławione pożogi


Obędzie się dziś bez Przybyszewskiego, bo Przybyszewski się nie zna na obrazach nasyconych kolorem.


A ona się nasycała lekkim swądem przefiltrowanego oknami powietrza.





Bądź mi czerwienią i ścianą i resztką zachowaną po pożarze.


Acz w dzisiejszych czasach te fortepiany norwidowe, nie są już tak bardzo - Jak... Bardziej są jak nieprzemyślane słowa wykrzykiwane na koniec. - końców.


Z nią to się kozaczy jak z kozackim kozakiem. I to jest tak, że średnia arytmetyczna naszych wzrostów daje perfekcyjny wzrost średni. Pod ścianą, na ścianie, na odludziu, na szczycie, na motorze, na każdym kroku. 










wejście - wyjście - perspektywy






okna-ściany





jeszcze raz - okna - ściany


Śpiąca Królewna też nazywa się Aurora i jak każda Śpiąca Królewna, czasem jest zupełnie zniszczona. W y p a l e n i e..





postmodernizm i estetyka burżuja.


Bądź mi więc duchem zdekoncentrowanym i rozdrobnionym. Znamy się nie tylko na ośmiu kawałeczkach. Nie tylko, lecz także.


KONIEC części 2. OSTATNIEJ.

fot. Anna Maria Sobocińska, ul. Dobra 33, Warszawa.
14.10.2010 r.

piątek, 15 października 2010

Warszawa płonie. Warszawa płonie.



  Raz na chwilę spadnie w te ciemności przez jednę tysiączną sekundy krwawa błyskawica, a wtedy z grozą i przerażeniem zamykamy oczy, bo świadomość tych rzeczy mózg rozsadza.




Otrzeźwiałem, myśli się skupiać poczęły.




STARZEC I. Jak to się wszystko zmienia na świecie. Pamiętam ten pałac, kiedy jeszcze żył stary hrabia. Panie, jakie tu serdeczne, a wesołe były bale... Ale odkąd go ci nowi przybysze kupili — wszystko się zmieniło. Mnie tu coś ciągnie, taki jakiś stary nałóg, ale mi tu już nie miło.




I W OGNIU tych płomiennych wizji staje nam przed oczyma nasza ziemia, ona „co we dnie stroi się w pychę, ona, co w nocy broczy się krwią”, z oparów jesiennych wyłaniają się wierzby przydrożne, na pustym ugorze srebrzy się światłem miesiąca upiorny krzyż, w bezustannej słocie przewłóczy się leniwo dym z nędznych chałup nadwiślańskich, na polach gnije szczecina zżętego żyta, szron zwarzył drzewa i łąki, a w duszy... 




Tańcz, moja duszo, tańcz!



Tańcz, moja duszo, tańcz!











Śpiewano nam msze żałobne od samego początku









Przed Twe nogi rzucam gwiazdy moje, stopy Twe oplatam snów mych czarnym kirem, a w ręce Twoje kładę me serce - me serce.



Zanadto był mi wstrętny widok tylu pożądliwych rąk, które i po nią się wyciągnęły.










ZDŻARSKI (śmieje się). Masz dobrą pamięć! Tylko wtedy — ot, niewinne głupstwo.

MLICKI. No opowiedzże!
ZDŻARSKI. A, drobnostka! Siedzieliśmy w zamkniętym pokoiku jakiejś winiarni i piliśmy szampana. Olga namiętnie lubi szampana. Wprawdzie trochęśmy dużo wypili...
MLICKI. No i...?























"Fortepjan jego jest sam w sobie orkiestrą: skrzypcami, basem, organami, fujarką i kobzą i rogiem myśliwskim i trąbką powstańczą."










 gdy wyszedł o zmroku, to skradał się po cichu wzdłuż domów, wzdłuż drzew ciemnych alei. Bał się każdego szelestu; każdy odgłos kroków go przerażał, bo wszystko co go otaczało, cały świat wspomnień i myśli, cały świat po za nim stał się nią.




 Byłem królem!

Bezkresne było państwo moje, a bez granic potęga moja.
Dziś siedzę na złomach skał, patrzę na morze i myślę o Tobie.
Morze się pieni, u nóg mych łamią się z głuchym łoskotem olbrzymie fale, a noc tak ciemna i dżdżysta.
Zamykam oczy i słucham.



Z duszy wykwitł mu daleki obszar ugorów, pusty, szeroki jak jęki rozkołysanych dzwonów w pomrokach Wielkiego Czwartku; gdzieś w dali szklił się biały pasek jeziora, spowitego w senną ciszę upieką południa; tylko tu i owdzie wystrzelała smukła łodyga dziewanny, jakby nagle rozerwała upalną ziemię i zwycięską pięścią kwiecia wytrysnęła w niebo — tylko tu i owdzie parę skarłowaciałych jałowców, pokurczonych w dziwaczne kształty, jakby je struł jad pogniłych trupów, co tu kiedyś krwawym pokosem legły — tylko tu i owdzie po piaszczystych rowach promieniste, błękitne koszyczki cykoryi, czekające z utęsknieniem chwili zachodu, kiedy kwiatki stulić mogą i śnić tajemne czary cmentarnie pustych ugorów...


I w obrębie tej prostaczej nuty, na tle pierwotnego, współuświadomionego, ciężkim jeszcze snem spętanego uczucia-tonu, powołał jasnowidzący wieszcz poprzez ubożuchne nucenie chłopskiej nuty do samego dna, od samych źródeł duszę Narodu do wielkiego, przebolesnego życia.


MLICKI. Ty byłeś tu wczoraj?
ZDŻARSKI. Tak; nie zastałem cię w domu!...
MLICKI. Ale z Heleną rozmawiałeś?
ZDŻARSKI. Niestety, nie wiedziałem, że ona o niczem nie wie. Przypadkowo zgadało się o Oldze, ja w tej myśli, że ona o wszystkiem wie...
MLICKI (uśmiecha się).Przypuszczałeś to rzeczywiście?




fot. Anna Maria Sobocińska, ul.Dobra 33, Warszawa. 
14.10.2010 r.

Literaturę, ze względów nam znanych prezentuje Stanisław Przybyszewski: Nad morzem, Confiteor, Dla szczęścia, Szopen a Naród, Andrygone, Z cyklu Wigilii, Aforyzmy i preludya.