sobota, 26 czerwca 2010

Sex and The City

Są różne przyjaźnie, ta też jest dość różna. Panuje w niej pewien chaos i różnice w dystansach i stanach skupień. Każdy ma taki Manhatan na jaki zasłużył.

Oto przed państwem pożegnanie Stadionu XX-lecia. Ponoć byłam "świetna w topografii stadionu", wychowałam się obok. Się chodziło na stadion rankiem i się kupowało i kupowało. I nie było gdzie przymierzać. I były kartony i szmatki i lusterka małe. I najpierw dawno dawno byli jeszcze Rosjanie, potem weszli na koronę i potem na koronę korony, a na końcu ustąpili Polakom. Pojawili się Wietnamczycy i Ormianie. Ormianie tam z przodu, Wietnamczycy dalej, głębiej, więcej.Kiedy dorosłam sceneria zaczęła zmieniać się na taką jakby z Brooklinu, teraz właśnie czarnoskórzy studenci sprzedają tam produkowane w akademikach podróbki sportowych butów i dresów - są identyczne z naturalnymi i o połowę tańsze (nie mają stoisk, zaczepią Cię na pewno w okolicach dworca). Tata to nie lubił stadionu. Mama też nie lubiła, ale mniej. Wracałyśmy po kilku godzinach zmagań ze światem. Z ciotkami to można było co tydzień. Dziadek uważał, ze to niebezpieczne. Zuzanka nie mogła się nauczyć, że stadion to przestrzeń sportu i rodzice do znudzenia tłumaczyli jej te zawiłości semantyczno-formalne. A miała lat ona np. trzy i w nosie miała słowniki, rzeczywistość mówiła sama za siebie - mama z Anią idą na stadion i wracają z zakupami. W te dni tata gotował kaszę i była ona o wiele za gęsta.
W gimnazjum I. podrywała sprzedawców, a ja się wstydziłam. A Linh zapoznała nas z wietnamskim życiem na Pradze - nauczyła jeść pałeczkami i pokazała jak zupełnie inaczej wyglądać może mieszkanie w bloku obok. I miała w kuchni te wszystkie zielone cuda, które jeździły na wózkach między alejkami. Linh była przemiła, przemądra i miała zawsze świadectwo z paskiem i dobrze, ze jest facebook, to sobie czasem patrzę, co u niej.
Podobno kiedyś dawno dawno temu stadion był stadionem sportowym. Nie bardzo w to wierzę, być może pamiętam takie bramki wzdłuż Zielenieckiej, ale to może być tylko wymysł chorej wyobraźni. Była też rodzinna historia o Papieżu na Stadionie - rodzina nie dotała się na mszę, więc mój tata przechodził między balkonami na dziesiątym piętrze.. (sport?). Był też film - Usłyszcie mój krzyk (oto jest sport??) i były Kroniki filmowe - tam sport był, ale przecież system kłamał, czyli to wszystko nieprawda. Tak więc Stadion Nasz Nowy Narodowy powstanie zupełnie bez przyczyny na miejscu tak totalnie niesportowym - przestrzeni eksploracji kulturowej i moich pierwszych przygód z nieznanym światem tak bliskim. Tudzież na przestrzeń milionów małych, średnich i dużych złych spraw - haraczy, pobić, narkotyków, broni, przemytu, prostytucji i łez. Byłam świadkiem nie raz i nigdy nie powiem, że Stadion był dobrym miejscem. No ale, czy powiesz tak o świecie? Świat to dobre miejsce? Nie, jasne to wszak, ale żeby tak od razu zamieniać świat cały na obiekt sportowy..? 

To było pROżegnanie stadionu i było nam bardzo pRO. Podniecone schyłkiem, międzykulturowym ściskiem, zakazem fotografowania i wszechobecną sesją egzaminacyjną dałyśmy Stadionowi bardzo dużo witalnego, sprężystego i pięknego Seksu w Wielkim Mieście.



fot. Anna Maria Sobocińska
12.06.2010 r.

poniedziałek, 21 czerwca 2010