czwartek, 30 września 2010

nie-śmierć, nie-umieranie. opowiadanie.


Imię: Bolek
Wiek: 91 lat
Urodzony: 10. marca 1919 r.
Żona: Sabinka, zmarła w  2009 r.

68 lat małżeństwa.

Dziecko, bo najgorsza to jest samotność.



fot. Anna Maria Sobocińska, 21. 08.2010 r.

sprawdźcie co fałszujecie

Tęskni się za ploteczkami (co, jak słusznie zostało zauważone, brzmi dwuznacznie), ale z takim temperamentem to człowiekowi nie jest bezpiecznie w sieci ani na świecie.
Czasami trzeba coś powiedzieć i nie-trzeba jednocześnie. Człowiek czuje ulgę, a jednocześnie nie czuje. Jakieś prawdy są, które czasem bolą i mówiących i słuchających i najpewniej z tekstem zapisanym jest tak samo. Nawet na blogu.

Każdy chce być zrozumiany i zazwyczaj w okresie dojrzewania orientujemy się, że nic z tych rzeczy. Po fazach buntu, nastoletnich depresji, przechodzenia od różu do brudasa i z powrotem, każdy zaczyna rozumieć, że prawdopodobnie kiedyś narodzi się w nim jakaś umiejętność rozumienia siebie - i to będzie dużo. A empatia? Dar i przekleństwo.

Jestem kobietą, więc chcę  dużo od świata, od siebie, a nawet od bloga, który ma być publiczny i prywatny zarazem. I dość często, muszę przyznać, łapię się na spostrzeżeniu - kurcze, znowu się nie postarałam, znowu wystarczyłoby tylko, żeby świat/on/pies trochę zmądrzał, troszkę się ulepszył- wszystko byłoby dobrze. Zabawne. Znowu zabrakło czegoś we mnie i w świecie.

Tęskni się za ploteczkami, więc trzeba coś z tym zrobić.

Jak często ma się taką myśl, że trzeba było coś powiedzieć, a się milczy i potem tłuczą się po głowie dowcipne i inteligentne riposty, albo twarde argumenty. W analizowanych do upadłego, przeciągających się godzinami filmach, powtarza się słowo za słowem kwestie niewypowiedziane i zalęknięte.

trzeba uważać co się fałszuje.
trzeba uważać na drugiego człowieka.

chyba nie wystarczy pytanie, czy nie będzie Ci przykro.

Tęskni się za ploteczkami, ale..

(Jest godzina 11.45, pan doktor Osama K. przyjmuje do 12 /oficjalnie na tabliczce aż do 13/. Piątek, umieranie na gardło.
- Dzień dobry panie doktorze, przyjmie mnie pan jeszcze? Moje gardło nie doczeka do poniedziałku..
- Niestety, ja już skończyłem pracę. Już skończyłem. Niestety.

A przecież wystarczyło rzec, panie doktorze! Mamy jeszcze 14 minut, a ostatnio zbadanie mnie i wypisanie leków zajęło Panu 4 minuty. Zdążymy.
Nic takiego nie zostało powiedziane i poszłam. Następnego dnia straciłam głos i poszłam na nocny-weekendowy dyżur na Placu Hallera - jak zwykle.)

Jak często nie mówimy wszystkiego i żałujemy niewypowiedzianego?
Ale ilu Panom służę? Na co komu moja prawda. 

Tak tęsknię za ploteczkami. Zamiast do lekarza poszłam do fryzjera. To bardzo pomaga na czwarty tydzień choroby. Kiedy kaszlę jedni mówią, że pięknie i uroczo śpiewam, inni, żebym wyszła, bo nie można wytrzymać. 

-  Mam suchoty przewlekłe. 
- Jak wszyscy wielcy Polacy w XIX wieku.

- Mam suchoty przewlekłe. Jak wszyscy wielcy Polacy w XIX wieku. Tak mi rzekł kolega.
- No do wyboru jest jeszcze syfilis, więc i tak nieźle trafiłaś.

piątek, 17 września 2010

proste słowa.


W tym Kościele wileńskim, na najprostszej mszy świata, ksiądz powiedział mi coś w czasie kazania.
Ewangelia była o talentach, wiernych kilkunastu, mury po przejściach, mocne kresowe głosy.
I ksiądz powiedział, że Bóg każdemu daje tyle, ile wie, że zniesie. 

Czyli nie ma tak, że nie wystarczy nam siły.

Każdemu tyle, ile może unieść.

 Możliwe, że tam, w tamtym miejscu, z tamtymi obcymi rodakami, pierwszy raz zrozumiałam, o co chodzi..
i jak to jest, że nadal..








wszystkim kobietom i mężczyznom też.
to trzeba rzec. o
p r o s t e  s ł o w a


fot. Anna Maria Sobocińska
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i klasztor Franciszkanów w Wilnie
przy ulicy Trakų g. 9/1

niedziela, 12 września 2010

Z testosteronem jest tak, jak z cholesterolem.

Nastąpiło to, co nastąpić miało. Pisia za radą przewidującego wszystko Pana Zalewskiego urządziła piknik w środę. Dnia tego bowiem, miało świecić słońce – i świeciło. Bo Pisia lubi mieć gości i goście to czują, kiedy z włosem rozwianym i zgrabnymi nogami się krząta i pamięta o wszystkim i dogadza, ugaszcza, promieniuje.
Po dwóch dniach kaca, w biegu, przed wyjazdem, po powrocie, pRO się spotkało i wybuchło miłością własną. Płaszczyk – szyk Grr, który zawdzięczamy stylowemu dziełu Inditex Group, zrobił szał, choć w sposób oczywisty nie tak wielki jak – placuszki z dyni, pieczywo czosnkowe, ciasto ze śliwkami, ciasto w panią zebrę, winogronka, piwo śliwkowe (nie dla tych, którzy po dwóch dniach kaca), chipsy jedne i chipsy drugie – jedyne w swoim rodzaju, nieco używane przez Gzuba, ale za to pełne niespodzianek. Kto powiedział, że do chipsów nie można podejść jak do cukierków? Mieszanka krakowska od lat robi szał, kolejne pokolenie częstuje nią klasę w dzień swych urodzin. Jestem absolutnie za mieszaniem używanych chipsów.
Gdybym miała powiedzieć, jak to jest z pRO na pikniku w Holiłód to bym powiedziała – tak, że można ukoić nerwy i wiele dowiedzieć się o świecie.  Pogoda też była skomplikowana – trzeba było przesuwać się ze stołem na słońce. I wiatr był jesienny i pokój Pisi wciąż tak samo różowy (klasyka stylu pink&white).
Oglądam właśnie ostatni nieobejrzany fragment Seksu w wielkim mieście.  Bo Pisia też pokochała, też miłością późną i intensywną, więc się podzieliła z checzem częścią drugą filmu. I będę chyba musiała zacząć od początku, bo znowu potrzebuję wsparć i happy endu. Po trzech pierwszych dźwiękach czuję znów koszmarne, ciężkie powietrze wiosny. Pierwszych wiosennych końców świata, odrobinę innych niż końce świata zimowe, niż końce świata jesienne i zupełnie inne niż te letnie, codzienne końce świata ciągnące się aż do jesieni.  Przyjaciółki z Manhattanu przypominają mi, w czym mnie pocieszały. „Żydowskie prawo?”. Zabawne, że mowa jest o żydowskim prawie i zdradzie.

(Oskarżam Cię o łez strumienie, osamotnienie, zdradę i gniew)

Jest we mnie wiele świeżych myśli, po pikniku w Holiłód  nawet KULmixTURA praska z Kayhą i Zakąskami na koniec, wydaje mi się koniecznym punktem, może nie resetu, ale punktem nowych spojrzeń. Weźmy więc ten cholerny testosteron.

Jest cholesterol dobry i zły, jest też takie rozróżnienie jeśli chodzi o podstawowy męski steroidowy hormon płciowy należący do androgenów. Nie ma w tym nic dziwnego, patrząc na zależność – cywilizacja – choroby układu krążenia, widać wyraźnie, że z testosteronem sprawa ma się analogicznie i jest to zupełnie zrozumiałe. Muszę więc z przykrością stwierdzić, że diagnoza o zaniku testosteronu była zła. Współczesnemu mężczyźnie (przez grzeczność wciąż używam tej nazwy) brakuje dobrego testosteronu. Dlatego mężczyźni giną. Dlatego mężczyźni marnieją. Dlatego nie ma rycerzy, ani nawet kozaków, a już na pewno nie ma książąt z bajki. Dlatego też zapewne mnożą się suki, ale o tym kiedy indziej.
Zły testosteron osadza się w naczyniach krwionośnych i powoduje napięcie, którego słabe męskie ciało, nie może znieść. Szczególnie odczuwają to  lędźwie. Często też zwał testosteronowy blokuje przepływ impulsów między neuronami, co objawia się chronicznym zanikiem połączenia między czynem, a mózgiem, czynem, a słowem, mózgiem a słowem, a także między fallusem, a mózgiem, słowem, myślą, a nawet uczuciem. Zły testosteron kieruje siłą, nie miłością. Miłość w ogóle pozostaje nazwą, prezentem (tanim, drogim, jakimkolwiek, a czasem nawet kwiatkiem) i życiem sterowanym przyjemnością.

(Oskarżam Cię o łez strumienie, osamotnienie, zdradę i gniew)

Problemy z cholesterolem są diagnozowane, wywołane choroby leczone. Trzeba pilnować diety, przyjmować leki,  żyć aktywnie, dbać o serce. Zły testosteron wciąż nie został zdiagnozowany, kultura myli go z męskością, kobiety z namiętnym uniesieniem, matki w cichości serc wolą, żeby ruchał, niż żeby się bił. Ojcowie, bracia, przyjaciele wspierani przez LOGO, CKM, YouTub, piwko, wódeczkę w męskim gronie, tudzież przez własne kompleksy sytuują kobiety, jak gadżety w Smarcie – cycki między BMW X1, a Lorusem RF829CX9 z chronografem, datownikiem, precyzyjnym stoperem (dokładność do 1/20 s) oraz tachymetrem. Spod rozdartej szmatki okrywającej ewentualne majtki wystaje przenośny odtwarzacz blu-ray. Wszystko to w miłej knajpce, w niemiłej, ale modnej knajpce, lub w jedynej knajpce w okolicy. Wszystko to w kiblu, na balkonie, w kinie, na Nowym Świecie, na Muranowie, albo na Inżynierskiej.

(To przez Ciebie On wraca do domu nad ranem, 


wierząc w jedno przepraszam za tysiąc swych głupstw )



Kiedyś powiedziałam kochanemu mężczyźnie, że potrzebuję jego siły, Kiedyś szukałam tej siły w nim. Minęło parę lat i wiem, że najwięcej siły jest w kobiecie.  Że z całego zasobu cech męskich mężczyźni pozostali  brutalni i spragnieni kobiet. Do swojego złego testosteronu dołożyli przewrażliwienie (mylone z wrażliwością), wydelikacenie (mylone z delikatnością), rozwydrzenie (mylone z wolnością). W ten sposób powstał mężczyzna nowoczesny, jako twór pośredni, między kobietą, a mężczyzną. Ten ktoś, kogo pytałam powiedział – ja się cieszę, że mężczyźni są mniej męscy – żyjemy w najspokojniejszych czasach ever.
S-p-o-k-o-j-n-o-ś-ć  k-o-b-e-t-y (?)

 (To przez Ciebie jej płacz nocą słyszę zza ściany, 

gdy mu dłoń ściskasz w pięść, co opada na stół )








Można być z kimś, spać z kimś, jeść z kimś, pić z kimś, kąpać się z kimś i się nie czuć bezpiecznie. 
Można czekać, aż zawalczy. Nie zawalczy. Ucieknie.
Miliony powtarzających się historii, kolejne, te same przeżycia, z nowymi łzami, nowe bohaterki i zły testosteron.

Nie, że każdy. Ojciec mój własny przykładem jest kozaka i idealnego stężenia testosteronu. Moja mama mówi, że takiego drugiego to nie ma. Więc wprowadzam w życie program uświadamiający – bo nic tak nie wyleczy, jak świadomość choroby, nic tak nie uświadomi choroby jak pragnienie miłości. Jakkolwiek źle to brzmi, to jednak wolę napisać coś niesmacznego niż do końca życia szarpać się z Piotrusiami Panami, seksoholikami, luzerami, alkoholikami, pierdołami czy też ludźmi z fiutem, mózgiem, ciałem, ale bez charakteru.  (a czasem to wszystko tkwi w jednym..)

Ile pijanych kobiet na krawężniku, powie w najbliższy weekend panu policjantowi – jestem tylko tak strasznie nieszczęśliwa i spróbuje pogłaskać go po nodze jak psa, bo pies wierny jest, obronny, przyjacielski i dzielny. Bo ma charakter i szczere spojrzenie.

„Jemy bez przerwy i do końca, wtedy jak któraś dalej będzie chciała jeść, to jej nie będzie głupio..”
pRO!


wtorek, 7 września 2010

sobota, 4 września 2010

Bridget Jones's Diary, albo Grochola.

Nadszedł taki czas, w którym poczułam, że nadeszła dorosłość (panta rhei?). Zabawne, czułam to niemal od zawsze, na przykład kiedy piekłam z babcią szarlotkę, albo mazałam po nieważnych receptach. Kiedy urodziła się moja siostra, byłam już starsza od mamy.  W gimnazjum (tym przedwojennym..) przeczytałam wszystko, co się dało i ostatecznie wybrałam Emancypantki, a z Połanieckimi rozliczam się do dziś (i dziś, uwierzcie, i tak jestem  bardziej wyrozumiała). Potem poszłam na studia i stuknęła mi czterdziestka. Po czterdziestce lata lecą szybciej. Karmen powiedziała, że jak psu. Tego się niestety trzymamy. Natomiast to wszystko nie jest do końca, że tak powiem, wymierne.
Wymierne są zauważalne zmiany w świecie.
(Od zawsze kochałam Pana Tadeusza, dr Eligiusz Szymanis powiedział, że to spotyka tylko tych, którzy czują, że już wszystko przeżyli, że coś się skończyło bezpowrotnie i została im samotność bruku, tudzież bruku Paryża).
Myszka mówi, że Syreny mówią  tak: jest kobieta - św. Teresa, kobieta bluszcz, kobieta babo-chłop i kobieta famme fatale … Karmen mówi, że ja to Teresa, święta zresztą.( Znaczy nie, że dosłownie tak mówi, tylko sens taki z tego). Dwóch już mężczyzn w jednym tylko tygodniu, dało mi do zrozumienia, że famme fatale, albo że co najmniej wredna suka (że mściwa, feministka, idiotka, alboco). Grr mówi, ze mnie lubi. Gzu mówi, ze trzeba się zniszczyć alkoholowo. Pisia mówi, że kocha ploteczki. Bobi mówi, że powrócił.
Pan w sklepie nie zapytał o dowód.  Tak, wiem, jeszcze zapytają nie raz. Jeszcze nie raz ktoś kogoś zaczepi, że się zadaje z licealistką. I jeszcze nie raz uczniowie wejdą do biblioteki i się rozejrzą pytająco – gdzie jest PANI?
Chodzi jednak o coś innego dziś. Ten serial, mimo wszystko nie jest sitcomem. Kupowałam spodnie i nagle, wchodząc do drogich sklepów poczułam to – ludzie traktują mnie poważnie. Potencjał mam na klientkę. (ja wszystko rozumiem, że bandyci są wszyscy niemal ode mnie młodsi, że gwiazdy popkultury w moim wieku to już grają w lidze dojrzałych i doświadczonych, że znajomi ze szkół się pobierają i rodzą dzieci, w dość dowolnej kolejności, że …) Panie ekspedientki, jakże często młodsze, uważają, że warto o mnie dbać. Że mam te 300 złotych polskich na sukienkę w kwiatuszki i 390 na skórzaną kurteczkę z tak cholernie mięciutkiej skóry, ze zapominam o wegeprzekonaniach i w nią wtulam ramiona, jak w mężczyznę, co najmniej kochanego, no bo po co mężczyzna, skoro ten kolor i moje włosy, skoro ta sukienka i moje piegi, skoro i Carrie i Samantha i Miranda, a nawet Charlotte skusiłyby się bez chwili refleksji, choć ich sklepy są dwadzieścia pięć razy droższe od moich. 
Tak więc panie w każdym sklepie traktują mnie poważnie i najmilej – używam stopnia naj, bo to takie naj jest. Nie żeby kiedyś były niemiłe. Teraz po prostu jestem dorosła.
(żeby nie było, ani kurtki ,ani sukienki nie kupiłam – no bo potencjalnie może bym mogła, ale kinetyka zero , czy jak to tam się mówi – w sensie wiadomo, czemu nie kupiłam – po co pisać.)
Są więc aspekty miłe i niemiłe. Niemiłe uderzyły mnie, jako  takie zupełnie w stylu anglosaskich komedii, tudzież dramatów, melodramatów i horrorów. A także rodzimych produkcji o toksycznych znajomych, współpracownikach i oczywiście, przede wszystkim o toksycznej rodzinie. A więc tak-  chyba zaliczam się już do najprawdziwszych, serialowych singielek. TAK! Wiem. Co robić..
Impreza rodzinna, w szerszym niż w zwykłym  dwudziestoosobowym składzie.. No i chwila ciszy.
1. Jak tam sprawy damsko-męskie, Aniu? (Babcia Jaga wypiła dużo wina. Białego, ale i tak miała czerwone policzki).
2. No to jak to, słyszałem, że chcesz na Bałkanach szukać męża. Ale to musisz przytyć. /Dziadek Słoń jest kosmiczny, ale skąd wiedział, że w Polsce to.. Nie zna mojej teorii o zaniku testosteronu wszak. Może po mnie widać, że idzie jak po grudzie…
3. A jak tam, kiedy  szykujesz jakieś wesele? /Wujek Pujek, który wszak, sam zwlekał, a w ogóle to kiedyś mi powiedział, że mam się gnojami żadnymi nie przejmować.
4. Sprawę zakończyła, po jakimś czasie, ciocia Alexis, która kategorycznie zapowiedziała, że przed trzydziestką, mam się wydać za mąż i urodzić co najmniej jedno dziecko.
Sprawa jest skomplikowana, bo oczywiście wszystkie bohaterki książek i filmów kobiecych znienawidziły przez coś takiego rodzinne spotkania. Ja tego nie zrobię, choć to dopiero pierwszy raz, ciekawe jak będę śpiewała za rok, albo dwa, bo za pięć to penie zwariuję i będzie mi obojętne.. W każdym razie myślałam, że to tylko tak na niby jest, a nie że naprawdę TO ROBIĄ.
Jestem dziś prawdziwie dotknięta dorosłością.
Jestem z serialu.  Jestem, o zgrozo,  singielką. Jestem z Manhatanu, z Delhi, z Londynu, z Wilkowyj, z Grabiny i z Paryża. (Może choć trochę jestem z Holiłódu?)
Mam nowe, szałowe spodnie i chodziłam dziś sobie na moich ślicznych różowych obcasach.  Ale wciąż marzę, że kiedyś będę miała urodziny pod znakiem Hannah Montana.
A Myszka powiedziała, że będzie szatan party. Pisia powiedziała, ze będzie piknik. Grr powiedziała, ze będzie kawa. Karmen powiedziała, że zrobimy coś checzowego już jutro.
(są najlepsze).

Toż to ZOO

Pewnego dnia checz poczuł, że Karmi potrzebuje dobrej zabawy.  Wszystkie dzieci lubią: czekoladę, bajkę, prezent, żelki, robienie fikołków, robienie głupich min, robienie z gumy balonów, tudzież kino, przytulenie i spacer. Checzo złapał Karmelową łapkę i poszły sobie do Zoo. Obłoki były dość szalone i czasem padało. Słonko piekło i powietrze było arktyczne, albo jakieś. I wspaniałe, cholernie ciężkie emocje, zupełnie prosto formułowane historie. 
- Jestem po prostu taka wkurwiona!
 - Nie wiem, dobrze.., bo okazało się, że nie jestem sama.
Chciałabym zatrzymać te słońca. A słowa zamieniać w jakieś, czy ja wiem, hausty wody, żeby się napełniać, napełniać, do syta. Można zachwycać się foczym spojrzeniem i szpicem na czubku zielonego węża. Wkładać głowę w paszczę hipopotama i  robić zdjęcia hipopotamim uszom, a nawet stać i liczyć lata hipopotamicy Anieli i można mimo wszystko cieszyć się, że kangury są prehistoryczne i podobne do dinozaurów. Wszystko można w ciepłym zrozumieniu. Dzieci i ryby głosu nie mają. Wiemy już, że to nieprawda jest , frazeologizmy i sztuczne sfery wychowawcze - pfff. 
Gdy Karmen mówi, to ja słucham, kiedy ja mówię, Karmen słucha. Kiedy mówimy, kiedy słuchamy - współczucie. Współ-czucie. Czuj, czuj, czujnie tak i czule. 
Pamiętasz, co opowiadałam. 
Długie są rozmowy o życiach i prze-życiach. Wiem, że mnie nie było, ale już jestem. Jakby krok za krokiem, słowo po słowie zbliżam się między osłem, szympansem, a gofrem (z czym do cholery? jak się nazywają te wiśnie w syropie?) do tych pobudek z dzieciństwa. Kiedy sen wciąż męczy, kiedy wciąż się cierpi, a życie, życie, pobudka, pociesza. 
Karmen jest jak burza. Tak mocno i dosłownie powie takie najdelikatniejsze rzeczy, takie co ich nie wyczuje ktoś, kto nie rozumie Miłości, kto nie wierzy w ludzi, ani w niebo, ani w dróg szukanie, ani nawet w wariackie z życia czerpanie. Gdyby ktoś spojrzał na mnie, kiedy robię jej zdjęcia to by myślał - ona wie, co robi. A nie, nie wie. A wcale, że to nie jest takie proste i wspaniałe. Bo plastyczne i giętkie karmelowe ciało - boskie jest i jest gofrem i kurzem i Bogiem, no i powiem to, (choć w serialu tym nie chodzi o oczytanie), i podłogą też jest (błogosław...). W błogostanie przyjaźni i obiektywu wychodzą z niej kwiaty piękne i prawdy wszelkie. Dziś walczyła o Dom, dziś powiedziała dość checz - masz wierzyć, w swoje szczęście i powiedziała też, i ja i ty znajdziemy swojego Maślaka. (Tak Grr, rozmawiałyśmy o tym, że kochacie pięknie)
A w Zoo, jak to w Zoo - są małpy. Muszę przyznać, że zawładnęło mną dość potężne uczucie przykrego rozczarowania - małpy mnie nie wzruszają, choć mają potencjał. Zbyt duża część świata zredukowała się do małpiej formy. Podążając tropem zoologicznych tablic dowiedziałam się wiele o świecie wokół mnie. Inteligencja, zabawa, jedzenie i bliskość oparta na iskaniu. Obserwacji mojej nie chcę kontynuować, ponieważ ciekawiej jest zajmować się Karmen. Ale jednak trzeba się tym przejąć, drogi, ewentualny czytelniku, więc wybacz. Skoro pochodzimy-my od małpy to po co się wracamy? (Kontakt z przyrodą to ściema - inteligencja wyzwala w nas żądzę internetu wszak.). Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki?
Mam nieszczęście spotykać się z ludźmi, którzy wciąż stoją lub wracają, mam szczęście żyć blisko tych, którzy chodzą. 
Tak Karmen, zostań beskidzkim przewodnikiem-aniołem. W bardzo różowych trampkach, z kwiatem we włosach, z czystym sumieniem i w szałowym (na)stroju. 
W górę nam, w górę i zawsze pod wieczór.



fot. Anna Maria Sobocińska
Warszawa, 3 września 2010r.

środa, 1 września 2010

o mieście



Mam problem z Warszawą. Czy każdy ma problem z powrotami, czy tylko jedna ja, nie wiem.  Kocham się w Warszawie i jej nienawidzę, ale powroty są w tym roku boleśniejsze i gwałcą i szarpią i niby nic ta Warszawa nie jest winna, a wszystko znowu na nią.
Czy zawsze wszystko przenosimy na barki abstraktu? Czy każdy ma połączenie między sercem, a ulicą? Uwięzić miasto we własnym obłędzie jest tak samo łatwo, jak uwięzić słowo w gardle, światło w aparacie, wódkę w gardle.
(Wciąż płaczę, gdy Ciebie zobaczę)
Trzeba powiedzieć, że powróciłyśmy, że powracamy, że nadchodzi jesień. Warszawa da mi się jak to tylko kobieta potrafi, a ja ją odtrącę przerażona bezsensownymi labiryntami jej dziwnie mojej historii. Warszawa zaleje się deszczem, a ja zamiast smutku  zobaczę w niej straszny, przerażający boży gniew. Kiedyś Bóg się wkurzy i tak jak my zrywamy wszystkie dekalogi od wieków, codziennie łamiąc jakieś słowa i umowy, tak on zaleje nas tą wodą z nieba – bo po co mu ona tam. Choć przecież  już tak  dawno miał być ten raz ostatni. (Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie? Skoro człowiek człowiekowi, a świat jak stał, tak stoi..)
(Warszawo ma, Warszawo ma..)
Przechowujesz  miłości, dajesz mi wytchnienia, natchnienia i ciepłe noce. Warszawo Grr, Warszawo Karmen, Warszawo Gzu, Warszawo Pisi, Warszawo Myszy, pro warszawo ma. Warszawo w Azji, Warszawo Wisły, Warszawo Antka, Warszawo ulicy Grochowskiej z bzem po drodze i pączkiem. Warszawo zamkniętych ścian i kamienic bez okien. Warszawo moich wszystkich strat, każdych kolejnych braków. Warszawo szpitali i cmentarzy, złamanych dziecięcych zabaw i załamanych rąk. Cholerna Warszawo, która zniosłaś coś tak z siedem wieków istnienia, magiczne, kurwa siedem, z każdym moim rokiem wypalasz się i kończysz? Stajesz się postacią, której się boję i kiedy między stacją, a przejściem podziemnym dopadam schodów, czekam tylko na łagodną twarz Grr, na okrzyk Karm, na zadziorny ruch głowy Myszy ( wtedy przez moment jest oksymoronem wszystkiego, głosem, który sprawia, że jestem u siebie, postacią mocną, uśmiechem dziewczęcym i wielkim fuck! dla tych, którzy są przeciw nam. I to wszystko jest na raz, w tym jednym ruchu, który trwa trzy sekundy i porusza brodę, linię ust zmienia i czoło unosi). I dlatego wolę się spóźnić niż zostać sama na rogu przez ten moment, gdy stoją tyłem, idą za mną, wysiadają z tramwaju. Bo nie wiem czemu Warszawo
(Warszawo ma, Warszawo ma..)
tak  mnie gnębisz i przerażasz. I czepiam się tak bliskich ludzi, bo się boisz ich zdecydowanego kroku. Zdobywałam Twoje puste ulice, opuszczone domy i zaszczane bramy. Godzinami całowałam czyjeś usta na białym brzegu Wisły, oswoiłam już wszystkie mosty, złapałam Cię w obiektyw w locie i umiałam godzinami iść stamtąd gdzieś daleko, aż tutaj. Jesteś Warszawą moich przyjaciół, czemu przerażasz mnie wrogimi twarzami? Po tylu stratach, kolejna, odbiera mi dech przy Ratuszowej, Jana Pawła, Solidarności, przy Bankowym, przy Nowym Świecie, przy Krakowskim. Kobieto, opanuj się. To miejsca puste, miejsca niepamięci, które zacierają inne ślady i oddech gonionego psa. Miejsca nocnych powrotów o świcie, stukania obcasów, wina z naczosami.
(I gdyby nie ci ludzie, umarłbym z głodu)
I ponieważ tego lata, ponieważ tej jesieni, metro jest wyjątkową bronią miasta, nerwowymi spojrzeniami i zasłoniętą twarzą, to opowiem o tym jak rok temu ufałam mojemu miastu (gdzieś w Azji przecież żyją ludzie, którzy nie boją się Warszawy).








fot. Anna Maria Sobocińska
Park Praski, Warszawa, wrzesień 2009.